Komentarz Instytutu Educatio Domestica do projektu zmian dot. edukacji domowej

Bez konsultacji społecznych, w omijającym je, pośpiesznym trybie projektu ustawy zgłaszanego przez grupę posłów, a w tym przypadku przez posłów koalicji rządzącej naszym krajem, Sejm otrzymuje projekt ustawy (nr 2710), w którym, jeśli pominąć inne kwestie (z wyraźnym, etatystycznym wzmacnianiem roli wojewódzkiego kuratora oświaty), dokonuje się zamachu na swobody obywatelskie, związane z edukacją domową.

Taka, jak wyżej, kwalifikacja tej części projektu ustawy znajduje następujące uzasadnienia:

  1. W trakcie VIII kadencji Sejmu, w miejsce Ustawy o systemie oświaty, została wdrożona ustawa Prawo oświatowe, w której władze resortu uznały za konieczne wprowadzenie ograniczeń dla edukacji domowej, cynicznie zwodząc reprezentantów strony społecznej, przedstawiających racjonalne kontrargumenty, gwarantując im zachowanie status quo. M.in. ograniczono możliwość współpracy rodzin edukacji domowej ze swobodnie wybraną placówką z terytorium kraju i nałożono konieczność badania przyszłego ucznia edukacji domowej w publicznych poradniach psychologiczno-pedagogicznych, przy braku takiego przymusu po stronie rodziców uczniów „szkolnych”. Obniżono też o 40% wysokość środków subwencyjnych, jakie otrzymywały z tytułu uczniów „domowych” szkoły współpracujące z ich rodzicami.
  2. W ramach prezydenckiej kampanii wyborczej 2020 r., zarówno sam kandydat, P. Andrzej Duda, jak i ówczesny premier RP, P. Mateusz Morawiecki, obiecywali pozytywne zmiany prawne na rzecz edukatorów domowych.
  3. Jeśli wyłączyć w tym kontekście sytuacyjne zmiany prawne, jakie wprowadzono w trakcie pandemii, to należy przypomnieć, że z inicjatywy poselskiej, zaledwie w roku ubiegłym, 2021, przyjęto w tym odniesieniu ustawę, która rugowała przymus współpracy ze szkołami z terenu województwa zamieszkiwanego przez danego ucznia, a także dyskryminujący zapis o przymusowych badaniach psychologiczno-pedagogicznych. Podwyższono też wysokość środków subwencyjnych z tego tytułu, przysługujących szkołom współpracującym z rodzinami edukacji domowej.
  4. Mija rok i „łaska PiS-u” znów wsiada na „pstrego konia”. Analizowana tu inicjatywa ustawodawcza przywraca m.in. ledwo co wycofaną rejonizację i wprowadza szereg dodatkowych, nieracjonalnych i niemoralnych ograniczeń.
  5. Pomieszczone na stronie Sejmu „Uzasadnienie” dla inkryminowanej ustawy, po pierwsze całkowicie pomija w partii I potrzeby i cele dla wprowadzanych zmian co do edukacji domowej (dla wszystkich pozostałych zmian są takowe przedstawione), a po wtóre, w partii II, w części oznaczonej jako pkt 9. podpkt 3), nierzetelnie informuje, iż celami dla wprowadzanych zmian mają być „doprecyzowanie” odpowiednich przepisów i „ułatwienia” (sic!) dla uczniów i ich rodziców dla korzystania ze wsparcia szkoły. Wyżej sformułowany zarzut nierzetelności opiera się na znajomości prawdziwego obiektu zawiści i ataku partii rządzącej. Owym „przeciwnikiem” władzy jest wirtualny co do lokalizacji podmiot, który zaoferował polskim rodzicom współpracę w kwestii edukacji domowej, z możliwością, obok wsparcia konsultacyjnego, odbywania egzaminów klasyfikacyjnych w formie zdalnej, przy użyciu środków elektronicznych. Dodajmy, że inne szkoły realizują roczne egzaminy klasyfikacyjne w trybie stacjonarnym, w swoich obiektach. Owo zdalne „rozwiązanie” przyciągnęło tak licznych, zainteresowanych rodziców, że łączna liczba we wskazywanej szkole sięga 11 tys. uczniów (na 32 tys. wszystkich uczniów z terenu kraju). Jednocześnie podmiot ów odmawia biurokratycznemu żądaniu kuratoriów i MEiN, aby egzaminy odbywały się stacjonarnie, racjonalnie wykazując, że regulujące kwestię kształtu egzaminów klasyfikacyjnych przepisy Rozporządzenia w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych z 2019 r., spełniania takiego warunku, jak stacjonarność egzaminów, nie nakazują. Nie jest to zatem problem z, po raz kolejny sugerowaną, generalną „nieuczciwością” szkół niepublicznych, bo to one właśnie konstruktywnie współpracują z rodzinami edukacji domowej (szkoły publiczne nie mają w tym żadnego „interesu”), a z niedomogami przepisów prawa i nieuprawnioną roszczeniowością ze strony Ministerstwa i kuratoriów. Ale z tą „kąpielą”, ma być „wylane” całe „dziecko edukacji domowej”. Bycie choć trochę „poza systemem”, od 1991 r. kiedy to wprowadzono możliwość nauczania domowego, jest ciągle solą w oku władzy.
  6. Kontr-argumenty dla kolejnych, proponowanych zapisów:

– Żaden z wcześniej obowiązujących przepisów nie został w nowelizacyjnej propozycji „doprecyzowany”; są to tylko nowe, szkodliwe ingerencje hiper-regulacyjne;

– Żadne z proponowanych „ułatwień”, w istocie takim nie jest, a już w ogóle nie jest oczekiwane przez środowisko edukacji domowej (gdzie władza ma stosowne wyniki badań?); te rodzaje wsparcia, które już są obecne w ustawie Prawo oświatowe, owa nowelizacja zwyczajnie pozoruje jako nowości: uczniowie edukacji domowej już mają dostęp do podręczników, materiałów edukacyjnych i pomocy dydaktycznych oraz prawo do konsultacji w swoich szkołach, a dodatkowe zajęcia stacjonarne mogą wykorzystywać wedle woli, wszak na egzaminy też muszą do szkoły jeździć;

– Ograniczenie wyboru szkoły do współpracy skutkuje m.in. dyskryminacją rodziców edukacji domowej w porównaniu z rodzicami wybierającymi szkoły (ci nie są limitowani województwem zamieszkania), a szczególnie rodziców uczniów mieszkających w województwach, gdzie szkół doświadczonych we współpracy z rodzinami edukacji domowej brak (tu specjalnie na poziomie edukacji ponadpodstawowej); ograniczenie to ma uderzyć w te szkoły, które gromadzą duże ilości uczniów edukacji domowej (znów zawiść władzy, która „swoim” przecież nie żałuje);

– Od dawna (2014) obowiązuje zapis o możliwości ubiegania się o zezwolenie na edukację domową przez cały rok szkolny, podobnie jak na przejścia ucznia ze szkoły do szkoły, zatem jego drastyczne ograniczenie (na czas trzech tygodni września zaledwie) będzie kolejnym aktem dyskryminacyjnym wobec środowiska edukacji domowej. To dysfunkcje Systemu Informacji Oświatowej i MEiN powodują brak udostępniania obywatelom, zbieranych jesienią danych ilościowych, wcześniej, aniżeli w czerwcu następnego roku kalendarzowego!;

– Znów umizgi do kolejnych, obok władz państwowych, „właścicieli” obywatelskich pieniędzy, jakimi są samorządy (traktujące dzieci, mieszkające na ich terenie, jako dostarczycieli pieniędzy do „zarządzania”), szczególnie samorządy wielkich miast, skutkują groteskowym żądaniem, by szkoły wydawały zezwolenia na edukację domową tylko takiej ilości uczniów, jaka jest w nich z osobna liczba uczniów stacjonarnych (kolejny efekt zawiści etatystów i komunalistów). Co będą miały począć te szkoły, w których takiej „harmonii” aktualnie brak? Będą miały pozwalniać nadmiarowych uczniów?! A jeśli będą fluktuacyjnie odchodzić uczniowie stacjonarni, to trzeba będzie następnych z edukacji domowej wyrzucać (o pozyskiwaniu nowych nie wspominając)?!;

– I  najpoważniejszy zarzut: Ustala się z całą ustawową powagą konieczność przeprowadzania egzaminów w postaci stacjonarnej, w obiektach szkoły (generalnie, odpowiednimi warunkami lokalowymi szkoła musi dysponować już przy samej rejestracji swojej działalności, więc tego rodzaju uwagi w projekcie są prawnie redundantne!). Jest to jak strzelanie z armaty do muchy – do wprowadzenia takiego warunku wystarczy umieszczenie stosownego zapisu we wspomnianym wyżej Rozporządzeniu w sprawie oceniania… Tu wystarczy wola Ministra resortu oświaty, bez angażowania całego Sejmu!, chyba że sama intencja jest tutaj „inna”;

– Wobec możliwej spolegliwości szkół względem rodzin edukacji domowej co do terminów organizowania egzaminów klasyfikacyjnych żądanie raportowania do kuratoriów o tych terminach jest kolejnym wykwitem biurokracji, chyba że kuratoria miałyby wszędzie wysyłać swoich „obserwatorów” dla „pilnowania” porządku egzaminacyjnego. Ciekawe, czy wszelkie egzaminy szkolne i te, odbywane w Komisjach Egzaminacyjnych, też będą „nadzorowane”?! Skądinąd, czy to nie powiększy skokowo liczby urzędników państwowych, których miało być „za tej władzy” mniej?; 

– Natomiast w każdym przypadku „cofnięcia zezwolenia” na edukację domową, to nie dyrektor szkoły decydował będzie o tym, czy uczeń, którego owo cofnięcie dotyczy, będzie później uczęszczał do tej szkoły, a jego rodzice. A zatem „troska” Ustawodawcy” jest tu przesadna.   

Jedynym racjonalnym i zgodnym z moralnością publiczną rozwiązaniem jest odrzucenie z analizowanego wyżej projektu ustawy wszystkich zapisów dotyczących edukacji domowej i ewentualne wprowadzenie, regulującego kwestię lokalizacji egzaminów klasyfikacyjnych, zapisu we wzmiankowanym Rozporządzeniu.

Prezes Instytutu Educatio Domestica

prof. UAM dr hab. Marek Budajczak

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s