Edukacja domowa w czasach plagi

W obliczu zarazy poczucie odpowiedzialności elit państwowych zwyciężyło w konfrontacji z fundamentalnym u elit tych przeświadczeniem o konieczności uczenia się dziecka w środowisku szkoły, bo i rozliczać z nauki (czytaj: z siedzenia w szkolnej klasie) jest łatwiej, i specjaliści od nauczania tylko w niej gniazdują. Tak, jakby nigdzie indziej edukacja nie mogła się odbywać!

Z trudem zarządzono więc ogólnokrajowe, pozornie terminowe „zawieszenie” lekcji szkolnych, bez koncepcji jednak, co dalej z edukacją dzieci i młodzieży (szczególnie w kontekście dorocznych, też obowiązkowych: sprawdzianu ósmoklasisty i matury).

Pierwszy z tych egzaminów jest oficjalnie nieistotny, chociaż formaliści i manipulatorzy przykładają doń wielką wagę, drugi jednakże jest poważniejszy, z uwagi na swój selekcyjny charakter, przekładając się na względnie racjonalne sterowanie przyjęciami na studia (inaczej wszyscy absolwenci szkół średnich poszliby na medycynę, bo po niej się najwięcej zarabia).

Zawieszenie chodzenia do szkoły zatem tak, ale nie zaniechanie uczenia się. Zaraz po ogłoszeniu owego „zawieszenia” władze oświatowe – od poziomu MEN, aż po dyrektorów szkół – zaczęły głowić się, jak by tu uczniów zaprząc do nauki. Jeśli pominąć anarchistyczne sugestie GW, żeby zanurzyć się w edukacyjnej domenie Internetu przy autonomicznym wykorzystaniu przez samych uczniów TIK (technologii informacyjno-komunikacyjnych), najczęstszym z „poważnych”, oficjalnych rozwiązań jest zalecenie, by nauczyciele zlecali uczniom online konkretne, licujące z obranym wcześniej programem i podręcznikami, zadania do samodzielnego wykonania, z takoż samodzielnym rozpracowywaniem tekstów z teorią do tych zadań. Mrzonką jest oczywiście to, że wszyscy nauczyciele będą prowadzić lekcje przez Internet!

To uczniowie są w stanie sami się uczyć?! Nawet ci najmłodsi (ledwo czytający po dorosłemu pokrętne teksty podręcznikowe) i ci zmagający się z wyrafinowaną matematyką licealną?! A gdzież tu niezastępowalna rola nauczyciela? A co, jeśli rodzice nie potrafią nauczać, ani nikt inny z rodziny? Będzie rozkaz, żeby się błyskawicznie nauczyli nauczać?

Cóż, okaże się wreszcie, że ani szkoła ze swymi klasami, ani nauczyciele nie są w edukacji niezbędni – to mity, skrywające czyjeś interesy. W domu skuteczna edukacja może się jak najbardziej dokonywać. A przy poważnej motywacji i determinacji brak przedmiotowego” wykształcenia u rodziców jest bez znaczenia.

Co gorsza (dla podtrzymujących mit szkolny), uczniowie dzisiejszych szkół przekonają się podczas zbiorowej kwarantanny, że w domu można się wszystkiego (nawet bezużytecznych treści programowych) nauczyć o wiele szybciej i w komforcie psychicznym. Potem żadne egzaminy nie będą im straszne.

Jeszcze, a to byłaby już całkowita, państwowa tragedia, może się szkolniakom zachcieć edukacji domowej na stałe. Niech Bóg broni!

Czyżby?!

Oczywiście nie! Panu Bogu dziękować winien naród za edukację domową, bo niesie ona w sobie liczne walory, które i naród, i rodaków z osobna budują.

prof. UAM dr hab. Marek Budajczak

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s