Edukacja alternatywna to hasło, które słyszymy bardzo często. Wszechobecni specjaliści od edukacji odmieniają je przez wszystkie przypadki, walcząc równocześnie o podmiotowość ucznia. Czym jest owa podmiotowość ucznia? W skrócie możemy powiedzieć, że to otwarcie na potrzeby dzieci i młodzieży, traktowanie ich w sposób, nazwijmy to, partnerski. Ale dziś nie o podmiotowości chcę pisać.
Kiedy przyjrzymy się dokładnie edukacji alternatywnej, to zauważymy, że rodzice mają do wyboru sporo możliwości. Kto nie chce posyłać dziecka do szkoły publicznej, może wybrać szkołę niepubliczną. Wśród szkół niepublicznych mamy w Polsce szereg szkół alternatywnych, jak chociażby: szkoły Montessori, szkoły freinetowskie, szkoły steinerowskie/waldorfskie, szkoły demokratyczne, szkoły leśne czy szkoły daltońskie. Ale ciągle jest to wybór pomiędzy szkołą (PUBLICZNĄ), a szkołą (NIEPUBLICZNĄ)!
A według słownika: Alternatywa to możliwość wyboru innego rozwiązania, niż zakładane, przy czym te dwie dostępne możliwości wykluczają siebie nawzajem. (za ortograf.pl)
Czy możemy powiedzieć, że szkoły publiczne i szkoły niepubliczne/alternatywne, wykluczają się nawzajem? Chyba nie! Wszystkie działają w ramach tego samego systemu oświaty, nawet jeżeli tym drugim wydaje się, że są antysystemowe! Szkoły działają na podstawie wytycznych, które zawarte są w ustawach i rozporządzeniach. Zarówno szkoły publiczne, jak i niepubliczne poddawane są kontrolom ze strony Kuratoriów i Wydziałów Edukacji. Nie możemy mówić wobec tego o szkołach „wolnych”, ponieważ w polskim systemie prawnym są one mrzonkami, niestety!
Czy możemy pokusić się wobec tego o stwierdzenie, że tylko edukacja domowa jest prawdziwą alternatywą edukacyjną w naszym kraju? Jak Państwo myślicie?
A czy edukacja domowa jest antysystemowa?