Fragment wystąpienia mojego męża:
Jeśli słowo: „kompleks” literalnie oznaczało w łacinie „węzeł” i trudne do rozwikłania „splątanie”, to w różnych konotacjach obecna polska edukacja domowa „ma” kompleksy i „jest” splątana, po „gordyjsku” wręcz zawęźlona. Wewnętrzne blokady stanowią, przynajmniej dla części osób w domowe nauczanie zaangażowanych – zarówno rodziców, jak i jego aktywistów – zauważalne „specyficzności” ich natury psychologicznej (…), pragnienia i wynikające z nich przedsięwzięcia natury mikroekonomicznej (…), czy tendencje mikropolityczne i mikrokulturowe (tu m.in. przekonanie o posiadaniu „patentu” na prawdę o edukacji i określonej „legitymacji” do sprawowania kontroli nad innymi), a więc jakości właściwie pozaedukacyjne i niespecjalnie – to prawdopodobnie eufemizm – licujące z dobrem edukowanego w domu dziecka.
Poniższy fragment pochodzi ze znanego miłośnikom poważniejszej beletrystyki (…), a filozofującego na temat edukacji do „mądrości życia” utworu Nikosa Kazantzakisa pt. Grek Zorba:
Przypomniałem sobie pewien ranek, gdy zobaczyłem uczepioną kory drzewa poczwarkę właśnie w chwili, gdy motyl rozrywał spowijającą go powłokę, przygotowując się do lotu. Czekałem dość długo, ale motyl zwlekał. Niecierpliwie schyliłem się i zacząłem go ogrzewać własnym oddechem. I w moich oczach – szybciej, niż przewiduje natura – zaczął dokonywać się cud. Powłoka opadła i wyszedł motyl, ale… kaleki. Nigdy nie zapomnę przerażenia, jakie odczułem, gdy zobaczyłem, że nie może rozwinąć skrzydeł. Drżąc próbował tego dokonać wysiłkiem całego ciała – na próżno, choć pomagałem mu oddechem. Potrzebny był tu cierpliwy proces dojrzewania. Skrzydła powinny wolno rozwijać się w słońcu. Teraz było już za późno. Ciepło mojego tchnienia zmusiło go, aby opuścił poczwarkę przedwcześnie, pomarszczony niczym embrion. Drżał rozpaczliwie jeszcze chwilę i… umarł na mojej dłoni.