W awanturze wokół subwencji dla szkół współpracujących z rodzinami edukacji domowej ujawnili się i potąd dyskutują – jak mogłoby się wydawać – „główni” zainteresowani.
MEN sprokurował i wydał dyskryminacyjne rozporządzenie, a rodzice, przedstawiciele szkół i ich sympatycy gromko przeciw niemu protestują.
Tylko spiritus movens całej sprawy tkwi spokojnie w środku tej karuzeli i dalej działa tak, jak działał od dawna, wykrzykując z rzadka: Łapaj złodzieja!
Kto jest tym duchem? „Koalicja” samorządowców. To właśnie „władze” samorządowe od dawna już zabiegały o eliminację konieczności wypłacania tej części subwencji, która przysługuje dzieciom edukacji domowej.
Najpierw, pod koniec 2013 roku, z inicjatywy samorządowców Sopotu jeden z Naczelników w MEN wydał taką interpretację przepisów ustawy o systemie oświaty, wedle której na edukacyjnodomowych „zerówkowiczów” … nie należy wypłacać żadnych środków subwencyjnych. Jak sam zapewniał, MEN nie przekazał tej interpretacji nikomu poza sopockim samorządem. A jednak inne samorządy się o tym zwiedziały i wdrożyły „właściwe” rozwiązania. Nawiasem mówiąc, Rzecznik Praw Obywatelskich uznał tę „interpretację” za niezgodną z prawem.
Obecnie, na przełomie roku, „bolejąc” nad domniemaną (wszystkie takie sprawy powinny prawomocnie rozstrzygnąć sądy!) nieuczciwością niektórych „przedsiębiorców” oświatowych, podobno wykorzystujących subwencje edukacyjnodomowe, samorządowcy, szczególnie z Unii Metropolii Polskich, podjęli starania o posunięcie sprawy o krok dalej. Mimo iż w projekcie wiadomego rozporządzenia nie pojawiła się taka regulacja, to owi „unici”, w ramach tzw. „konsultacji społecznych” zażądali od MEN redukcji subwencji edukacyjnodomowych dla szkół o … 90%! „Oszczędności” zamierzali pewnie zachować dla siebie, na „inne ważne cele społeczne” (np. premie za „sukcesy”). Uruchomili nawet dla osiągnięcia swego celu specjalnych analityków (których zapewne też opłacić musieli).
Czy jednak MEN tak „po prostu” pozostawi samorządowcom te „wydarte” edukacji domowej środki? To się okaże. Okaże się, czy można innych okpić, wrzeszcząc wniebogłosy „Łapaj złodzieja”?!
Poza finansowymi relacjami: władze samorządowe-władze centralne, pozostają jeszcze do wyjaśnienia inne, nader istotne kwestie w tej sprawie. Pierwsza brzmi: Kto tak skonstruował przepisy prawa oświatowego, by pozwalały na nadużycia, i co miał na tym ekonomicznie lub politycznie zyskać?! Druga: Dlaczego kuratoria i MEN wydawały pozytywne opinie i zezwolenia na prowadzenie szkół wszystkim „chętnym podmiotom”, nie kontrolując ich dalej? I trzecia: Dlaczego tak „zatroskane” dziś samorządy sprzyjały owym podmiotom, bez monitorowania i sprawdzania ich rzetelności?!