Kiedy 22 grudnia pisałam w poruszeniu swój tekst o niesprawiedliwym obcięciu subwencji dla uczniów edukacji domowej w roku 2016, nie byłam w stanie przewidzieć jego losów. Wywołał lawinę reakcji (dotąd się toczącą).
Większość komentarzy, także mediów, była merytoryczna, choć niektóre zaopatrzone zostały w propozycje o radykalnym, systemowym charakterze (np. apele o „bony oświatowe” czy „pieniądze dla rodziców”). Rewolucjoniści i idealiści wszędzie znajdą swoją szansę.
Jeszcze inni, natomiast, potraktowali tę sytuację jako okazję do załatwiania własnych „interesów”. Gazeta Wyborcza, wcześniej bagatelizująca edukację domową (a i bywało sprzeniewierzająca się zasadzie autoryzacji w tym odniesieniu), w nagłym przypływie sympatii zamieściła artykuł, wyróżniając w nim (na czerwono) moje słowa z bloga, o moim osobistym, prywatnym zawodzie co do działań PIS w kontekście edukacji domowej. Moje słowa o wstydzie, bezwstydnie, dla politycznych, a nie informacyjnych celów, wykorzystano.
Krytycy ze środowiska edukacji domowej, w tekście petycji mającej być przedstawioną Pani Minister, napisali o tym nieszczęsnym rozwiązaniu subwencyjnym jako o „kontynuacji wygaszania Polski”. Rzeczpospolita anonsuje swój artykuł na ten temat słowami o „dzieciach gorszego sortu”. Czy można posunąć się w nierzetelności dalej?! Dla mnie to niesmaczne!
Co się stało, … to się może odstać! Pani Minister chyba już tę możliwość zaakceptowała, jak wynika to z Jej własnych wypowiedzi.
A jako że nadchodzi Nowy Rok, który to czas zawsze sprzyja kultywowaniu nadziei na lepsze, życzę Państwu cierpliwości, do omylnej przecież – jak my wszyscy – władzy, i woli wsparcia konstruktywnych zmian w polskiej edukacji domowej!