Z najnowszych badań Briana Ray’a

Wszyscy wiemy, że kolebką współczesnej edukacji domowej są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Zaczęła ona tam funkcjonować trzydzieści lat temu. Efekty tego sposobu kształcenia widoczne są dla jej zwolenników – a tych liczy się w miliony – tak w sferze dydaktycznej (bardzo dobre efekty nauczania, co obrazują wyniki standaryzowanych testów, które zdają amerykańscy homeschoolers, ich zwycięstwa w olimpiadach przedmiotowych, a także przewyższające wszelkie oczekiwania rezultaty dzieci i młodzieży ze specjalnymi potrzebami, które uczą się w domu), jak i w sferze wychowawczej (społeczna dojrzałość młodych ludzi z doświadczeniem e.d. w relacjach z rówieśnikami i dorosłymi).

Jednocześnie edukacja domowa zadaje kłam potocznym wyobrażeniom na temat tego, co jest konieczne dla prawdziwej skuteczności w edukacji. Prawdziwy obraz nauki w domu wyłania się z ostatnich badań jej głównego analityka w USA dr Briana Ray’a.

W badaniach z wiosny 2008 roku, których wyniki B. Ray podał jesienią ubiegłego roku, wzięło udział niemal 12 tysięcy homeschoolers z wszystkich stanów, a także z terytoriów zamorskich USA.

Średnio uczniowie edukacji domowej – bez różnicy dla dziewcząt i chłopców – uzyskują w standaryzowanych testach wyniki na poziomie 86 percentyla, przy amerykańskiej średniej krajowej na poziomie 50 percentyla!

W edukacji domowej (przeciwnie do sytuacji uczniów „szkolnych”) dla wysokości wyników w ogóle nie ma znaczenia to, czy rodzice mają nauczycielskie licencje, co więcej, niewielkie znaczenie ma nawet to, czy mają wykształcenie wyższe (a są średnio lepiej wykształceni, niż przeciętni rodzice uczniów szkół).

Choć może wydać się to dziwne, dla wysokości uzyskiwanych rezultatów nie ma znaczenia ani systematyczność, ani uporządkowanie, ani korzystanie z drobiazgowo opracowanych pakietów tzw. pomocy dydaktycznych w edukacyjnej pracy z dzieckiem, ani też ilość czasu poświęcana dziennie na zajęcia czy ogólna długość okresu nauki w domu. Swobodna, inspirowana codziennymi zdarzeniami edukacja okazuje się być równie skuteczną, jak ta planowa i konsekwentnie realizowana.

Co ważne z punktu widzenia polskich elit dozoru oświatowego, całkowicie bez znaczenia jest zakres państwowej kontroli nad rodzinami edukacji domowej. Wydatkowanie publicznych pieniędzy na utrzymywanie oświatowych „dozorców” to zwykłe społeczne marnotrawstwo!

Przeciętna rodzina edukacji domowej zbliża się w swoich rocznych dochodach do amerykańskiej średniej krajowej, ale też nie musi być zamożna, bo w przeciwieństwie do kosztochłonności państwowego szkolnictwa (zużywającego prawie 10 tys. dolarów na głowę dziecka), pochłania zaledwie od 400 do 600$ na jedno dziecko rocznie.

Chociaż dodatkowe dane, ujawniane przez wskazane badania, nie są szczególnie istotne, to jednak pokazują cechy współczesnych amerykańskich rodzin edukacji domowej. W 97,9% przypadków są to rodziny pełne, mające średnio 3,5 dziecka (przeciętna dla USA: 2 dzieci). Spośród mam 19,4% pracuje zawodowo (84,8% z tej liczby jedynie na część etatu). 96,8% edukatorów domowych to chrześcijanie różnych wyznań, a 1,1% to agnostycy i ateiści.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s