Jak w minionych, tak i w bieżącym roku sprawa z edukacją domową nie była, nie jest i raczej nie będzie łatwa w wielu krajach świata (to taki mroczny ed-horoskop na Nowy Rok).
Mogłoby się wydawać, że ludzie, niezależnie od, a może właśnie z powodu swojej przyrodzonej niedoskonałości, dążyć będą do optymalizacji swego bytowania, do polepszenia swego losu, także zbiorowego. I rzeczywiście, w niektórych krajach tak się dzieje. Przykładem niech będzie Litwa, w której po siedmiu latach chudych rodzice odzyskali prawo do organizowania edukacji własnych dzieci (rzecz jasna, nie bez ograniczeń).
Niestety, nie dzieje się tak wszędzie. Tam, gdzie panuje „Bizancjum” (lub – lepiej – bizantynizm), tam na łaskę państwa liczyć nie można, przeciwnie, należy się spodziewać utrzymywania status quo, ewentualnie zmian na gorsze.
A jak to jest u „nas”?
Można podejrzewać, że choćby z powodu inercji lub/i wyborczego kunktatorstwa władza żadnych radykalnych kroków w tym względzie nie podejmie. W konsekwencji jednak zostaniemy z tym, co mamy, a co przecież satysfakcjonującym nie jest.
Dalej przyjdzie nowym rodzicom dopraszać się „łaski” dyrektorów szkół, zezwalających na domową naukę. Dalej trzeba będzie poprzedzić ubieganie się o zezwolenie na edukację domową wizytą w PPPP (proszę nie mylić tego akronimu z używanym przez ekologów w angielszczyźnie, a oznaczającym: drapieżniki, parazytoidy, pasożyty i patogeny!), choć to zakazana przez „naszą”, krajową Konstytucję oraz stosowne rozporządzenie MEN dyskryminacja! Nikt w Polsce (sic!), poza przyszłymi edukatorami domowymi, nie jest zmuszony do korzystania z „pomocy” państwowej poradni psychologiczno-pedagogicznej. Wymóg ten jest utrzymywany w mocy prawnej, ba, został w trakcie debatowania nad aktualnie obowiązującą ustawą „Prawo oświatowe” bez jakichkolwiek zastrzeżeń zaakceptowany przez sejmową Komisję Edukacji, Nauki i Młodzieży. Na stan ten nie wpływają nawet liczne negatywne doświadczenia rodziców i dzieci edukacji domowej. Dalej też będą rodzice ograniczeni co do możliwości wyboru szkoły, z którą chcą współpracować, tylko do terenu własnego województwa, podczas kiedy ograniczenia takiego nie doznają pozostali polscy rodzice!
Generalnie rzecz ujmując, niespójne i niedemokratyczne przepisy prawa oświatowego … dalej będą obowiązywać!
Elitom władzy, tak bardzo troszczącym się o „Pi-aR”, że całkowicie niezdolnym do przyznania się do popełnionych błędów, warto zwrócić uwagę, że to nie one są rzeczywistymi twórcami przepisów prawa, a dobrze manipulujący nimi urzędnicy resortowi – „szare eminencje” ze swymi nieoczywistymi „interesami”. Tak, jak się wydaje, było, na przykład, z ostatnią Panią Minister, która krótko po objęciu „władzy” musiała podpisać rozporządzenie w sprawie podziału subwencji oświatowej, poddała się więc sugestiom ministerialnych „wybitnych specjalistów”, jak sama ich kiedyś nazwała, i … obcięła dotacje na uczniów edukacji domowej. Ten rodzaj dyskryminacji rodziców edukacji domowej, równoprawnych przecież podatników polskiego państwa, także jest utrzymywany.
Na tytułowe pytanie odpowiem więc, jak Dziennikarz z „Wesela” Wyspiańskiego: „Otóż właśnie polityków mam dość, po uszy, dzień cały”.
A może jest choć cień nadziei, że już w bieżącym roku nasi politycy zechcą wsłuchać się w głos środowiska edukacji domowej!
prof. UAM dr hab. Marek Budajczak