Na prośbę rodziców przytaczam poniżej tekst pisma, jakie mój mąż w dniu 25 maja br. skierował do Pani Minister Anny Zalewskiej.
Dot. kwestii regulowania „edukacji domowej”
Szanowna Pani Minister,
Wobec uzgodnienia, do jakiego doszło między Panią, a mną, niżej podpisanym, przy współudziale Pana Posła …, a przyjętego na koniec spotkania, jakie dokonało się po poznańskiej debacie w sprawie reform oświatowych, przedstawiam niniejszym własną, pełną ocenę aktualnej sytuacji polskiej edukacji domowej, uwzględniając także zdarzenia, jakie w tym odniesieniu miały miejsce w minionych tygodniach, tymczasem nie przedkładając szczegółowych sugestii co do sposobów konserwowania i optymalizacji kondycji edukacji domowej w naszym kraju, jednak z głębokim przekonaniem, iż podstawową strategią winno tu być właśnie stabilizowanie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej warunków realizowania edukacji domowej, miast nierozważnego i pośpiesznego zmieniania warunków prawnych dla jej funkcjonowania.
Względnie korzystnie uregulowany był status edukacji domowej (to jest, by użyć oficjalnych określeń, spełniania obowiązku rocznego przygotowania przedszkolnego poza przedszkolem lub oddziałem przedszkolnym, obowiązku szkolnego poza szkołą i obowiązku nauki poza szkołą) do czasu przejęcia władzy w RP przez obecną ekipę rządową. To właśnie sprzyjający kształt owych regulacji, a nie sposobność do finansowych nadużyć, spowodował efekt nazywany przez Panią, Pani Minister, „eksplozją” zainteresowania tą formą kształcenia, podczas kiedy wcześniejsze przepisy ustawy (sprzed nowelizacji z 2009 r.) niemal całkowicie rodzicielską wolę krępowały.
Wbrew pozorom jednak, to nie minionej koalicji rządowej polscy rodzice zawdzięczają większość korzystnych regulacji. Do pozytywnych zmian, nad którymi pracowało Ministerstwo, przyczynili się istotnie, zarządzający resortem, Panowie Ministrowie R. Giertych i R. Legutko, członkowie uprzedniej koalicji rządowej PIS z małymi partiami. Nowelizacyjna zmiana, jaką przyjął Sejm VI kadencji, nie została wcale wprowadzona w 2009 r. dzięki „łaskawości” PO i PSL, ale przede wszystkim wskutek wspólnego zaangażowania Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznik Praw Dziecka, które to podmioty, skądinąd z inicjatywy niżej podpisanego, naciskały na zmianę ustawowego przepisu, który dyskryminował co do możliwości wydawania przedmiotowych zezwoleń nieobwodowe szkoły publiczne i wszystkie szkoły niepubliczne (sam zapis ograniczający prawo do wydawania zezwoleń w tym względzie wyłącznie do dyrektorów szkół obwodowych, jaki nie figurował w pierwotnej redakcji ustawy o systemie oświaty z 1991 roku, został wprowadzony za czasów rządów SLD, będąc wyrazem etatyzmu socjalistycznego).
Co więcej, to właśnie za wiedzą ostatniej Minister koalicji PO-PSL, naczelnik MEN ds. wychowania przedszkolnego (o wyraźnie etatystycznych, anty-subsydiarnościowych sympatiach – dowiedziałem się tego odeń samego w rozmowie telefonicznej), w odpowiedzi na interwencję Wiceprezydent Sopotu, wydał interpretację przepisu u.s.o., wedle której edukowanym domowo dzieciom przedszkolnym nie przysługują żadne środki subwencyjne (sic!). Rzetelność tej interpretacji, dotąd obowiązującej, podważył w swojej analizie, wydanej na wniosek niżej podpisanego, Rzecznik Praw Obywatelskich! (Zał. nr 1.)
Podkreślić trzeba, iż to właśnie naciski ze strony władz lokalnych samorządów i ich stowarzyszeń (jak np. Unia Metropolii Polskich), określiły kształt wyżej wspomnianej „interpretacji” i kolejnych „prac” Ministerstwa w kierunku najpierw ograniczania wysokości subwencji przysługujących szkołom współpracującym z rodzinami edukacji domowej, aż po całkowite „przejęcie” przez samorządy subwencji wskutek ponownego „przypisania” uczniów i wychowanków edukacji domowej do szkół obwodowych. „Prace” te zaowocowały także obcięciem kwot subwencji dla tychże uczniów, jakiego dokonało MEN pod Pani kierownictwem w grudniu minionego roku, przy wydawaniu rozporządzenia w sprawie podziału subwencji właśnie.
Moim zdaniem, tego rodzaju zabieg spowodował ewidentny stan ekonomicznej dyskryminacji grupy uczniów uczących się poza szkołą i ich rodziców, a ci ostatni są przecież w tej samej mierze, co rodzice uczniów uczęszczających do szkół, podatnikami zarówno państwa, jak i samorządów. Ich dzieci są jednak traktowane przez władze państwa jako „specjalne”, a zatem „nie nasze”.
Sama Pani, Pani Minister, podczas rozmowy ze mną wskazywała na to, iż, z uwagi na rygory czasowe harmonogramu prac MEN, to zasadniczo „pracom” poprzedniego rządu „zawdzięczamy” wszyscy kształt grudniowego rozporządzenia w sprawie podziału subwencji oświatowej.
Przypomnę też Pani, Pani Minister, iż 29 grudnia 2015 r., podczas jednego z pierwszych wywiadów, jakich udzieliła Pani mediom (żywo tym tematem zainteresowanym) tuż po wybuchu olbrzymiej publicznej awantury w kwestii obcięcia subwencji dla edukacji domowej, na pierwsze pytanie Pana Redaktora Jana Wróbla z radia TokFm, cytuję: Internet żyje taką wiadomością, że edukacja domowa poniesie straty wskutek działalności Prawa i Sprawiedliwości, i samej Pani Minister, bo subwencje na ten dział edukacji będą mniejsze. Będą?, odpowiedź Pani Minister brzmiała, cytuję: Tak, rzeczywiście, przez moment, mam nadzieję, będą mniejsze … , co wydaje się wskazywać, że z powodu bolesnego szoku liczyła się Pani z możliwością szybkiego powrotu w tym odniesieniu do poprzedniego stanu prawnego subwencjonowania, choć zastrzeżenie co do osobistej Pani nadziei wskazywało też na to, że tej możliwości nie traktowała Pani już wówczas całkowicie rzetelnie, i że mogła mieć Pani zamiar poszukiwania wszelkich pretekstów, by Swoją decyzję jednak utrzymać w mocy. Tak też się działo, niestety, w kolejnych tygodniach i miesiącach.
Do tego doszły również inne „koncepty”. Tu przypomnę jedynie sejmową Pani wypowiedź z 12 maja br., gdzie sugerowała Pani, Pani Minister – pominę tu fakt publicznego fantazjowania (i właściwie poświadczeń nieprawdy) na temat sejmowych okoliczności tej sprawy, które Pani w tej wypowiedzi wygenerowała (Zał. nr 2.) – potrzebę powrotu uczniów edukacji domowej do szkół obwodowych i utożsamiała edukację domową z patologią. Podobnie czyni też Pani Wiceminister Teresa Wargocka, która przynajmniej raz wskazała na takąż potrzebę (podczas spotkania z dyrektorami szkół w Sulejówku w dniu 21 kwietnia br.), a której od miesiąca już brakuje cywilnej odwagi, by na moje pytania Jej wypowiedzi dotyczące, udzielić odpowiedzi. Ignorowanie obywatela przez przedstawiciela władzy państwowej to nie tylko moralne zaniechanie, ale także zwyczajne niedopełnianie obowiązków!
Wygląda zatem na to, iż z góry założona teza o społecznej szkodliwości edukacji domowej w polskim życiu społecznym, prowadząca wprost do poszukiwania sposobów prawnej dla niej obstrukcji i praktycznej eliminacji (przewidywane rozwiązania prowadzą do niej nieuchronnie) – choć sama Pani, Pani Minister, patrząc mi w oczy, zapewniała mnie, iż nie dopuści się Pani likwidacji polskiej edukacji domowej – została już w MEN przesądzona.
Cóż, ucieszyłoby to zapewne, obok radykalnych etatystów, samorządowców z ich agentami, udającymi dziennikarzy. Podobnie ucieszyłoby to niezmiernie niemieckich partnerów naszych samorządowców (otrzymałem doniesienie o takich konszachtach), doradzających „naszym” samorządowcom eliminację edukacji domowej, która to sprawa spędza naszym zachodnim „sąsiadom” sen z powiek. Mogliby już spać spokojnie, bo w pozostałych krajach Unii elitom europejskiej Brukseli, pod dyktando niemieckie, łatwiej już będzie przeprowadzić „oświecone” reformy, rugujące rodziców, wspólnoty sąsiedzkie, religijne i narodowe z życia dzieci, w czym legalność edukacji domowej ewidentnie „modernizatorom” przeszkadza. Rozbudowana, w porównaniu z innymi krajami europejskimi, poza Wielką Brytanią, edukacja domowa w Polsce tej „masońskiej” strategii stoi kością w gardle.
Wyjątkowo nierzetelnym było w omawianym kontekście wielokrotne i publicznie dokonywane przez Panią, Pani Minister, i innych Wiceministrów, zarzucanie domniemanych nadużyć niektórym niepublicznym szkołom, kiedy ich sprawy nie były jeszcze nawet przedmiotem sprawdzania przez odpowiednie prokuratury, a tym bardziej nie zostały prawomocnie rozstrzygnięte przez sądy. Z mojego punktu widzenia owe „nadużycia” były spowodowane zderzeniem utylitarnego podejścia niektórych „przedsiębiorców” oświatowych do możliwości stwarzanych przez przepisy i samo Ministerstwo Edukacji Narodowej, pisemnie legitymizujące część tych rozwiązań, a także przez indolencję administracyjną samorządów, nie radzących sobie ze stosowaniem względnie klarownych przepisów u.s.o. co do sposobów gospodarowania subwencjami. Trudno jednakże obwiniać za ten efekt tychże „przedsiębiorców”. Oni tylko „korzystali” z okazji.
Ministerstwo i sami (niemal wszyscy uprzedni) Ministrowie, a w tej liczbie tymczasem także Pani, Pani Minister, zaniedbywaliście Państwo możliwość gruntownego i systemowego uregulowania spraw edukacji domowej drogą merytorycznych konsultacji z krajowymi ekspertami akademickimi i najbardziej doświadczonymi rodzicami. Niżej podpisany sam, jako jedyny właściwie polski naukowiec wieloaspektowo badający to właśnie zagadnienie, służy na każde wezwanie pomocą, mogąc, m.in. przedstawić realia edukacji domowej w perspektywie porównawczej, tj. to, jak realizowana jest ona w innych krajach, szczególnie w tych, które skutecznie uporządkowały tę dziedzinę edukacji, co mogłoby służyć za kierunkowe wskazówki dla kreowania przyszłych, adekwatnych rozwiązań w Polsce.
Jako że przyjęta przez Panią, Pani Minister, formuła dyskusji o edukacji domowej w ramach tzw. „zespołu roboczego” (złożonego z czynników Ministerstwa i spontanicznie samozorganizowanej, po zaledwie jednym spotkaniu, grupy roboczej „rzeczników” edukacji domowej, w której prym wodzą nie rodzice, a reprezentanci zainteresowanych edukacją domową placówek niepublicznych), nie skutkuje nawet podstawową dokumentacją (a przynajmniej, mimo próśb z mojej strony, Pan Dyrektor Grzegorz Pochopień nie potrafi, bądź nie chce, kopii takiejże dokumentacji przedstawić), można, niestety, powziąć podejrzenie, że kooperacja tego zespołu miała z założenia mieć charakter działań pozorowanych, skutecznie rozmywających merytoryczną wartość podnoszonych problemów, kanalizujących dyskusję w koryto finansowej kazuistyki i marginalizujących edukację domową w jej istocie.
Co do ilościowego wymiaru społecznego, to edukacja domowa ma rzeczywiście w naszej ojczyźnie charakter marginalny, służąc zaledwie 1 promilowi polskich dzieci i młodzieży w wieku obowiązków edukacyjnych, co w rezultacie powoduje całkowitą ekonomiczną bezzasadność ministerialnych haseł o walorach „oszczędności” zyskanych przez resort czy samorządy z tego tytułu!
Jednak w wymiarze jakościowym, a stąd i moralnym, sprawa przedstawia się znacznie inaczej. Edukacja domowa służy dzieciom, którym zwykła szkoła publiczna z różnych istotnych względów ewidentnie służyć nie potrafi, a których rodzice – tak ze względów przestrzennych, jak i ekonomicznych – nie mogą znaleźć dla nich odpowiedniej szkoły niepublicznej. Przymuszanie tych dzieci do funkcjonowania w obrębie szkół publicznych byłoby moralną zbrodnią, a nie kwestią ideologicznie wyimaginowanej „równości szans”! Edukacja domowa ma też wartość aksjologicznie fundamentalną w odniesieniu do funkcjonowania rodzin. Wszystkie prawne konwencje międzynarodowe, w tym także Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej, jak również autorytet Stolicy Apostolskiej, zgodnie podkreślają, iż rodzice dysponują priorytetem decyzyjnym co do kształtu edukacji własnych dzieci, przed państwem (!) Niestety, etatyści i biurokraci, regulujący życie społeczne swoich krajów, rozstrzygają tę kwestię wbrew owym fundamentom, wdrażając uprzedmiotawiające obywateli tych krajów procedury, utrudniające lub wręcz eliminujące ich prawo do edukacji domowej. A na czymże, jak nie na konstruktywnie funkcjonujących rodzinach, opiera się gmach silnego państwa?!
Mimo zawinionej przez poprzedników, niełatwej sytuacji społecznej, w jakiej zarządzać musi krajem po przejęciu sterów państwa Prawo i Sprawiedliwość, niemożliwy do usprawiedliwienia i do pogodzenia z fundamentalnymi wartościami, przez formację tę niesionymi na sztandarach, jest brak odpowiedzialności Ministerstwa Edukacji Narodowej, pod zarządem PIS, względem potrzeb oraz słusznie nabytych praw aktualnych i ewentualnych edukatorów domowych – rodziców i dzieci, solidnie uczących się i porządnie wychowywanych w domach, także dla pożytku narodowego. O prawdziwą, w odniesieniu do tych rodzin, odpowiedzialność, społecznie spolegliwej władzy, a przecież taką w ostatnich wyborach świadomie wybraliśmy, niniejszym, Szanowna Pani Minister, do Pani apeluję!
Z poważaniem Marek Budajczak