W dniu 2 czerwca br. otrzymałam e-maila, w którym Autorka informuje mnie, że na internetową stronę tzw. grupy roboczej edukacji domowej d/s kontaktów z MEN przesłała swój komentarz do działań tej grupy (zdjęcie i cały tekst poniżej). Poinformowała mnie o tym fakcie nie ufając, że uzyska na ten komentarz jakąkolwiek odpowiedź.
Nie pomyliła się, niestety! Komentarz ten, a upłynął już miesiąc od jego przesłania, nie tylko nie zasłużył sobie na solidną odpowiedź administratora tej strony, ale w ogóle nie został ujawniony. Jakby nie istniał!
Może nie było sposobności go zauważyć?! Cóż, od tamtej pory dokonano już trzech kolejnych wpisów na tej stronie (8, 14 i 22 czerwca), a pytanie zamieszczone tam 3 lipca doczekało się odpowiedzi po … 14 minutach.
Widać administratorzy nie (u)znają maksymy ekscelencji księdza biskupa I. Krasickiego:
Prawdziwa cnota krytyk się nie boi!
„Czy zdecydowali się już Państwo czym jest edukacja domowo, o której tyle Państwo piszecie? Bo z proponowanych postulatów wynika, że mylą Państwo to pojęcie z nie wiem czym… te wszystkie aktywności mają bardziej podporządkować edukację domową szkołom, dyrektorom, kuratorom i innym urzędnikom, co wynika z umiejętnej analizy sugestii płynących w świat: nie jesteśmy kompetentni do samodzielnej edukacji naszych dzieci, potrzebujemy warsztatów, pedagogizacji, korepetycji, zajęć dodatkowych i PIENIĘDZY… to co czytam, to jakiś obłęd, terroryzm albo świadome zmierzanie do zlikwidowania „pozwolenia” na realizację ED w Polsce – dzięki Państwa nieudolnej, samozwańczej reprezentacji – nie rodzin edukujących domowo – ale jak widać po składzie jest to reprezentowanie interesantów pasących się na ED. Pozostaje mi życzyć Państwu miłej zabawy i lansowania się kosztem rodzin i dzieci ED. Boże chroń nas przed takimi „reprezentantami”, którzy nie wiedza czym jest idea, której chcą bronić, a którą niszczą…”