"Edukacja domowa: MEN policzyło dzieci, które uciekły z klasy"!?

Dziś w numerze 58 Dziennika Gazeta Prawna, na stronach od 1. do 3. zamieszczono dwa artykuły o edukacji domowej. Niektórzy się ucieszyli: „Dobra nasza, bo piszą”. Jednak chyba bardziej winno nam chodzić o jakość takiego pisania, niż o jego istnienie. A tu … robota Pań Dziennikarek okazała się, łagodnie mówiąc, nienajlepsza.

Jest w niej sporo informacji mylnych i mylących dla osób, które „sprawy” nie znają. Nie jest przecież tak (jak głosi tytuł na stronie 1.), że rodzic sam wystawia dziecku oceny (w domyśle: oczywiście nieobiektywnie). Nieprawdą jest, że wśród głównych przyczyn dla podejmowania decyzji o edukacji domowej jest „obawa przed szkolną musztrą” (co ma znaczyć ta metafora?). Autorki podają w trzech różnych miejscach niespójne dane ilościowe (niby precyzyjnie przez MEN podawane, ale nazwane szacunkowymi – sic!) . Najpierw (str. 1.) wskazują na 1552 domowych podstawówkowiczów i gimnazjalistów, a następnie w głównym artykule (na 2.) piszą o ponad 1200, dodając, iż w publicznych szkołach uczy się ich ponad 400, a w niepublicznych ponad 800, podczas kiedy w zamieszczonym wyżej wykresie tylko dla szkół niepublicznych suma to 1049 uczniów. Pada też informacja, że dotąd resort zaniżał statystyki. Z jakiej przyczyny, czy w jakim celu to robił? Z uwagi na niedołęstwo, czy z premedytacją? Wbrew formule artykułu, dzieci edukacji domowej zdają nie sprawdziany, a regularne egzaminy (zwane klasyfikacyjnymi, bo bez nich nie można zaliczyć kolejnej klasy) z całości rocznego materiału danego przedmiotu. Formalne ramy ustawa oczywiście nakłada i na dzieci, i na ich rodziców, lecz wśród nich brak wymogu egzaminacyjnego zaliczenia „wszystkich przedmiotów”. Praktycy wiedzą, że egzaminów z plastyki, muzyki, techniki i w-f się nie zdaje. Wszystkie szkoły, nie tylko niepubliczne, otrzymują dotacje (nie subwencje!). Fałszem jest, jeśli nie wypaczono słów P. Marianny Kłosińskiej, że najczęściej szkoły niepubliczne dla dzieci edukacji domowej tworzą … ich rodzice! To sugestia nieuczciwości i nadużyć, jakich mogliby się dopuszczać. Dalej pojawia się wskazanie na popularność w Polsce tzw. szkół demokratycznych, gdzie o wszystkim decydują same dzieci. A przecież inicjatywy (nie szkoły) demokratyczne z konieczności korzystają z ram prawnych edukacji domowej, a owe samodzielne dzieci muszą opanować program i zaliczyć wspominane egzaminy, bo inaczej karnie wrócą do szkoły. Autorki wymyśliły kategorię „szkoły macierzystej”, której przepisy prawa nie znają, a która ma, podobno, „w razie problemów służyć pomocą rodzicom”. Prawo niczego takiego nie stanowi! Można też dyskutować z danymi dotyczącymi USA – może nie 1.5 mln a 2.5. homeschoolers uczy się tam po domach, a wszystkich uczniów, wraz z przedszkolakami, jest  64, a nie 75 mln. Testy tam są standaryzowane. Nie wiadomo też, co oznacza sformułowanie, że rodzinom edukacji domowej „brakuje kompleksowych pomocy szkolnych”?!

Opinię Pani psycholog na temat słabości edukacji domowej po chrześcijańsku przemilczę, nie mogę jednak tego zrobić co do wypowiedzi P. Katarzyny Hall, która na ministerialnym stołku będąc podpisywała różne dokumenty przeciwko moim własnym dzieciom, a i przeciwko nam rodzicom, a teraz jest „nawet za”. Cóż, w Jej przypadku „biznes is biznes” (a artykuł przyda się jako darmowa reklama)!

Najbardziej żałosne są niezręczności, a może świadome sugestyjki Autorek, pojawiające się w artykule. Tytuł główny, bez jakiegokolwiek cudzysłowu, mówi o dzieciach, „które uciekły z klasy”. Jako konsekwencja pojawia się postulat: Łapać je i sprowadzać do szkół, do których „powinny chodzić” (cytat z 1. str.).

Jedna z Autorek tłumaczyła się mojemu mężowi, że na lepszą robotę zabrakło czasu!

P.S. Najciekawszy jest jednak dziwaczny wtręt na str. 2., gdzie mówi się o „rodzicach Marty i Anny” i o nich samych (nikt z rozmówców, jak wiem, o takich córkach nie wspominał) w kontekście ich perypetii egzaminacyjnych oraz amerykańskich egzaminów (w Polsce nostryfikowanych). Kto zna historię mojej rodziny, wie, że te doświadczenia są udziałem moich dzieci, Emilii i Pawła. Niestety Autorkom wszystko się pomieszało!

Taka to dziennikarska rzetelność!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s