Ciągle jesteśmy przekonywani, że dzieci powinny chodzić do przedszkoli. Ciągle słyszymy, że przedszkola wyrównują edukacyjne szanse dzieci zaniedbanych, dbają o uspołecznienie. My z mężem nie posłaliśmy własnych dzieci do przedszkola. Nawet o tym nie myśleliśmy. I dziś nie wyobrażam sobie, że mogłabym „oddać” swoje dzieci pod opiekę obcych ludzi. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy musiałam skorzystać z pomocy jednej czy drugiej babci. Ale pewnie byłam matką „nadopiekuńczą”!
Wiem doskonale, że są wśród nas i przeciwnicy, i zwolennicy edukacji przedszkolnej. Każdy ma swoje racje, jednakże „racje” zwolenników, o czym najczęściej nie są informowani, podważane są przez szereg badań naukowych.
Od lat rzecznicy edukacji przedszkolnej powołują się na trzy amerykańskie eksperymenty przedszkolne: High/Scope Perry Preschool Project, Head Start Program i Abecedarian Early Intervention Project, które objęły edukacyjną i socjalną opieką dzieci z rodzin biednych i zagrożonych patologiami. Ogłoszono ich wielorakie sukcesy – od edukacyjnych, przez wychowawcze po społeczne – które miały też trwać przez całe życie. Niestety naukowcy tacy jak: S. Black, E. Zigler czy H.H. Spitz podali w wątpliwość wiarygodność wyników tych eksperymentów i trwałość ich efektów (tak naprawdę szybko zanikających).
Co gorsza, naukowcy z Uniwersytetów Stanford i Berkeley, a także Instytutu NICHD, w swoich raportach z badań nad „walorami” przedszkoli jednoznacznie stwierdzili, że przedszkola nie tylko nie sprzyjają rozwojowi dzieci, a wręcz są dla niego hamulcem. A im wcześniej dziecko trafia do przedszkola, tym rozleglejsze są szkody, które je i jego otoczenie dotykają.
Odpowiedź na tytułowe pytanie wydaje się więc prosta: Przedszkole wcale nie musi być dobrodziejstwem. Naszym dzieciom potrzeba bezpiecznego, spokojnego, ciepłego i inspirującego domu, w którym jest mama, do której można się w każdej chwili przytulić. Czy przedszkole jest w stanie to zapewnić? … Ano właśnie!